czwartek, 22 grudnia 2011

Opowiadanie

   Siedząc na jednej z zamojskich ławek i usiłując wysilić swój mózg i napisać chociaż jedno zdanie,rozejrzałam się w prawo,spojrzałam w lewo.NIC.Żywi,a jednak martwi przechodnie o twarzach tak smutnych deptali w milczeniu brudną,szarą kostkę brukową.Nic,nawet jedno ludzkie istnienie,nawet jedna ludzka postać nie odbiegała wizualnie od reszty tłumu.Zimny wiatr targał moimi włosami.Dlaczego nie ma nawet jednej uśmiechniętej twarzy?Spaliłam papierosa i lekko odprężona rozglądałam się dalej.NIC.
   Wpatrzona w tarczę zegara przeskakiwałam po wskazówkach dryfując między przeszłością,a teraźniejszością.
Czy jetem szczęśliwa?Nie układa mi się w życiu,w pracy grożą zwolnieniem,po raz trzeci oblałam egzamin na prawko,znowu pale,a przecież wczoraj rzuciłam.. .

    Silny wiatr oderwał mnie od wpatrywania się w zegar,kartki pofrunęły niesione przez podmuchy.Pobiegłam rzucając się za tymi zdaniami,stronami z zeszytów.Nawet rozbawił mnie ich taniec na wietrze.Rozejrzałam się dookoła.Starówka opustoszała,swoja obecność zdradzał jedynie dźwięk zegara.Siedemnasta.W rogu ulicy dostrzegłam ostatnią z kartek.Gdy schyliłam się by ja podnieść,moje wzrok dostrzegł but.Zamarłam...Z otępienia wyrwał mnie głos:
-Czy jetem szczęśliwa?Nie układa mi się w życiu,w pracy grożą zwolnieniem,po raz trzeci oblałam egz....-w tej chwili ze złości wyrwałam kartkę z dłoni,która ją trzymała.Moje oczy pełne złowrogich iskier spojrzały na twarz bezczelnika.W jednej chwili fala nienawiści,która jeszcze przed chwilą uderzyła w tętnicę rozpłynęła się.Z wrażenia otworzyłam usta.Przede mną stała najdziwniejsza postać jaką kiedykolwiek widziałam.Była to postać mężczyzny,ubrana w biały garnitur,co zdziwiło mnie,bo jesień to zimny okres.Mężczyzna miał długie włosy koloru zboża i intensywnie niebieskie oczy.
-Przepraszam,czy wszytko w porządku?- w tej chwili zamknęłam swoje rozdziawione usta.
-Tak,tak.Tylko kartki pofrunęły tam i tu-odpowiedziałam bardzo inteligentnie.
-Wiem,zauważyłem.Pani jest nieszczęśliwa?-zapytał,a słowa te zabrzmiały jak wyrok,przecięły mój szczelny kokon i wdarły się do środka,zaciskając pętle na mojej szyi...
-O co chodzi?Ja jestem szczęśliwa,bardzo.
-Pani kłamie.Zdradzają Panią źrenice.Zresztą napisała Pani,że jest-ten psycholog-okulista (jak nazwałam go w myślach)dalej brnął w ten temat-Proszę,niech Pani powie dlaczego Pani kłamie?
  Wylęknionymi oczyma spojrzałam na niego.Kolejny raz w swoim życiu poczułam się jak mała dziewczynka,z którą nikt nie chce się bawić.Pętla zaciskała się coraz bardziej,z sekundy na sekundę traciłam oddech...
-Jestem nieszczęśliwa-usłyszałam swój obcy głos,pełen cierpienia,po twarzy spłynęła srebrzysta kropla,którą szybko dogoniła dłoń rozmówcy.Podniosłam wzrok-mężczyzna promieniał.
-Chwyć mnie proszę za rękę i zaufaj mi...-powiedziała postać.Po chwili wahania moja zimna dłoń wsunęła się w jego ciepłą dłoń.Nagle mężczyzna rozłożył parasol,a z nieba zaczął padać srebrzysty deszcz.

 Poczułam jak moje stopy odrywają się od ziemi.Zamojska Starówka oddalała się z upływem każdej sekundy,.Nie śniłam,utwierdzała mnie w tym przekonaniu ciepła dłoń.Zamknęłam oczy,byłam spokojna.Po raz pierwszy od bardzo dawna na mojej twarzy pojawił się uśmiech....

2 komentarze:

  1. magicznie,nareszcie jesteś,czekam na więcej takich opowiadań,daje plus!

    pzdr jablkowamaja

    OdpowiedzUsuń